Dziś nietypowo zaczniemy od składników:
- 2 kg małży
- pomidory w ilości: 3
- pół główki czosnku
- pietruszka, mniej więcej pół natki
- oliwa z oliwek
- białe wino
Podstawowa zasada tego przepisu: aby przygotować małże po czarnogórsku, musimy być w Czarnogórze.
Przykro mi. Tego dania nie da się przyrządzić ani w Krakowie, ani w Ustce, ani nawet w Grodzisku Dolnym. Nie kupisz go w żadnej polskiej restauracji, barze, czy najmodniejszym spędzie hipsterów w hotelu Forum. Nawet w doskonałym Karakter na krakowskim Kazimierzu, gdzie podają naprawdę niezłe małże w sosie Buzarra.
Powietrze, specyfika miejsca, zasolenie wody, pomidory czynią Czarnogórę i jej klimat niepowtarzalnymi.
Przepis na tę potrawę podał mi mój przyjaciel: profesor archeologii Dušan Mihailović z uniwersytetu Belgradzkiego.
Przede wszystkim, zabieramy aktualną kobietę życia lub dobieramy jej p.o. spośród licznie występujących miejscowo substytutek (to blog prawniczy, nieprawdaż?) i jedziemy, lecimy lub płyniemy do Czarnogóry.
Dokładnie do Boki Kotorskiej. Albański Ulczyn się nie liczy. Najdalej możemy dojechać do Budvy, oczywiście poza sezonem. Obieramy więc jakieś piękne miejsce w obrębie Boki, gdzie w spokoju będziemy mogli gotować.
Najpierw jednak musimy zebrać potrzebne składniki:
– małże: kupujemy je wyłącznie od jednego człowieka:
To zdjęcie z gatunku tych, których nie da się odzobaczyć. Bez niego jednak nie wypełnimy misji, więc warto poznać tego Hemingwaya Jugosławii. Ma swoją przydomową hodowlę małż. Nie jest w żaden sposób oznaczona, co wiąże się z podejściem do życia hodowcy. Bo po co ktoś ma wiedzieć, że tu sprzedaje się najlepsze małże i wino w całej byłej Jugosławii?
Zatem trzeba się trochę natrudzić, aby go znaleźć. Podaję namiary GPS: 42.394556, 18.700816.
Następnie kupujemy białe wino. Tu ułatwienie – u tego samego dżentelmena. Dżentelmen ów jest doskonałym producentem wina stołowego, gdyż dokonuje bez ustanku traktamentu swego wyrobu, aby być ustawicznie pewien jego jakości. Ciężką harówkę sommeliera traktuje z takim smakiem i zapałem, że wieczorem możliwości werbalne ceduje on na swego syna lub synową, samemu udając się na zasłużony sen.
Musimy jeszcze zakupić pomidory! Te dostaniemy w zasadzie wszędzie, choć osobiście polecam cudowny bazar w Herceg-Novi. Tutaj odbywa się absolutnie niewykonalna misja, polegająca na wyjściu z bazaru o własnych siłach. Uprzejma nachalność południowców częstujących rakami i winem, połączona z silnym nasłonecznieniem i naszą zapewne wielką chęcią degustacji, uczyni wizytę w tym miejscu jeszcze radośniejszą, a jej finisz niezapomnianym. Aha, nie zapomnijcie o czosnku i pietruszce.
Gdy już ockniemy się w kolejnym tygodniu po obuchu bazaru w Herceg-Novi, musimy zaopatrzyć się w oliwę. Kupujemy tylko Martinović lub Bosković. Nic innego. Są aksamitne, bez śladu goryczki czy wytrawności, która mogłoby nam zbyt zaostrzyć smak potrawy. Na Martinovica trzeba zapolować w którymś z licznych marketów, występujących o dziwo dość stadnie w tym kraju.
Następnie przystępujemy do gotowania.
Miejsce gotowania i degustacji MUSI być przy morzu. Polecam to zrobić na zwykłej turystycznej kuchence, w bardzo wysokim rondlu. Rozpoczynamy od zagrzewania oliwy. Jedną szklankę. Potem siekamy czosnek – koniecznie musi być posiekany, a nie wyprasowany przez praskę. Szklimy go przez paręnaście sekund, aby oddał smak oliwie. Dorzucamy posiekaną pietruszkę. Szczypiemy ją chwilę oliwą, aby za chwilę dolać szklankę zimnego wina rozrobionego delikatnie z wodą.
Wino wypijamy, uprzednio częstując nim naszą partnerkę.
Do potrawy dolewamy szklankę wina bez wody. Pietruszka musi być tylko szczypnięta oliwą – parę, paręnaście sekund. Następnie dorzucamy pomidory – wcześniej posiekane i pozbawione skórki. Całość redukujemy, upijając partnerkę lub, w zależności od planów wieczornych, siebie.
Zaznaczę: białym winem. Czarnogórcy z powodzeniem produkują również czerwonego Vranaca, ale ja go osobiście nie znoszę. Wolę białego Krstaca. Spróbujcie.
Po odpowiednim zredukowaniu sosu, wrzucamy uprzednio umyte i wyselekcjonowane małże. Pamiętamy, aby wyrzucić te otwarte. Małże otworzą się już w rondlu, dzięki czemu oddadzą wodę morską potrawie. Jemy je po odpowiednim czasie gotowania. Czyli jakim?, pewnie zapytacie. Czas gotowania jest odpowiedni wtedy, gdy małże nam smakują – proste.
Następnego dnia wracamy na bazar w Herceg-Novi.
„aktualna kobieta życia” – padłem 🙂
Fajny przepis ale ile gotujemy malze.? Wiem że aż się otworzą ale po ilu minutach dobre do zjedzenia
Tutaj zgadzam się 100% . Bywają takie potrawy, że nawet najbardziej wprawiona ręka i wręcz aptekarsko odwzorowany przepis przegrywa z miejscem , w którym została pierwotnie wykonana.
Nareszcie coś do poczytania! ten blog to miła odmiana, wszak nie samymi paragrafami człowiek żyje…
Przepis, podróż, rady…. Ciekawe połączenie.